środa, 13 listopada 2013
Kilka dni nie zaglądałam, za sprawą mojego brata mówiąc szczerze. Facet ma dziwne zagrywki, ciągle jest mu coś nie tak. Ale.......... Zdarzyło mi się oglądać w minioną sobotę pewien film o tytule "Tato". Rzecz dzieje się w zwykłym amerykańskim małym miasteczku. Dwoje starszych ludzi. Ona z apodyktyczną troską i wszystkowiedzącym nastawieniem opiekuje się zniedołężniałym mężem. Niestety pewnego dnia dopada ją choroba. Opieka nad ojcem przypada synowi, który robi karierę na Wall Street. Zadziwiającą jest walka syna i jego miłość do ojca, która uwidacznia się stopniowo, zwłaszcza, że później i ojca zaczynają targać ciężkie dolegliwości... Pamiętam..... Mój tato zawsze mnie kochał, tak jak potrafił..., ale to była ślepa miłość. Kiedy ja pojawiłam się na świecie, mój brat zniknął z pola widzenia ojca. To ja stałam się oczkiem w jego głowie, bez wyraźnej przyczyny, bowiem jako niemowlę nie mogłam krzyczeć do niego: "Tato, już jestem, kochaj teraz tylko mnie......"A jednak tak się stało. Wydaje mi się, że prawdziwa przyczyna tego stanu rzeczy tkwiła w tym, że mój tato jako pierwsze dziecko, również był niekochany przez swojego ojca, nawet niechciany mogłabym powiedzieć, po prostu zbędny... Dziadek całą swoją miłość, zresztą rownież ślepą przelał na swojego drugiego syna. Być może historia zatoczyła krąg. Ponieważ to nie mama lecz tato się później upijał, nie mama lecz tato później nas bił i to on robił awantury, zawsze to mama w moich oczach, oczach dziecka była tym lepszym rodzicem... I zawsze uważałam, że mnie kocha ten gorszy.....Byłam na to zła, zazdrosna..... Ojciec nie traktował mojego brata ulgowo i zawsze kiedy on był nie posłuszny nie wachał się go ukarać. Ale przecież nie raz ja podkładałam sie pod pas, nie raz mówilam, że: "To nie on tato, to ja". Byleby tylko Krzyś uniknął pasa....... Krzyś do dziś nic nie rozumie, jest pełny nienawiści, i do ojca i do mnie...... To mnie boli i nie potrafię go zrozumieć, przecież gdyby on tylko otworzył oczy, zechciał spojrzeć poza swój ból.... Tata nigdy nie był rozmowny, nie był wesołkiem... Wolał majsterkować w swoim kantorku, siedzieć godzinami na działce niż być z nami... Stał się kimś obok rodziny, zawsze uparty, mrukliwy, zły, obrażony.... Swoją miłość do niego odczuwalam najbardziej w momentach trudnych dla niego... Ale ostatnio mogłam go nawet stracić, to mi uświadomiło, że nie mogę już dłużej czekać, że czas ucieka mi niczym ziarnka piasku przez dłonie... Cieszy mnie bardzo, że ja go uratowałam, że ja się obudziłam kiedy się dusił, że ja zadzwoniłam na pogotowie, że byłam u niego codziennie w szpitalu, zmieniałam mu piżamy, że go zmusilam do leczenia.... Patrząc mu w oczy tyle łez wylałam, żeby żył, żeby się chociaż nie męczył.......
btw polecam impezy militarne, eventy, wyjazdy motywacyjne www.militarne-borne.pl mieszkania wynajem rzeszów kąt
Do usłyszenia!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz